Jerzy S. (62 lata) był nauczycielem W-F w gminie Kwidzyn od 40 lat.
Niebezpieczne symptomy nieodpowiednich zachowań nauczyciela W-F pojawiły się w grudniu 2021 r. Wówczas Jerzy S. zaczął przekraczać granice, które sprawiły, że z nauczyciela stał się podejrzanym o pedofilię. Co ważne - bez interwencji mamy dziewczynki i zaangażowania w sprawę śledztwo mogłoby utknąć z braku dowodów, a sprawca zapewne uniknąłby poważniejszych konsekwencji.
Początkowo planowaliśmy spotkać się osobiście w redakcji, gdzie spotkanie byłoby najbardziej komfortowe dla mamy i jej córki. Nastolatka miała jednak wtedy wizyty ze specjalistami, którzy pomagają jej uporać się z problemami ze zdrowiem powstałymi po tym co przeżyła.
Pani Ewa (imię zmienione do wiad. red.) rozmawiając z nami była poruszona i mocno zbulwersowana tym, że część informacji opublikowano bez wcześniejszej weryfikacji. Uważa, że wszyscy teraz szukają sensacji, a wcześniej nie było nikogo odważnego, by podjąć walkę z pedofilem i dyrekcją szkoły, która zrobiła wiele by sprawa długo nie wyszła na jaw. Były też media, które otrzymały informacje, ale nie podjęły tematu.
Nie tylko molestowanie
Dziewczynce, która padła ofiarą W-F-isty, który jak miało się okazać udawał jej przyjaciela, przyszło mierzyć się z niesprawiedliwymi ocenami i nieprawdziwymi faktami na swój temat. Nasiliły się objawy depresji. Dziewczynka musi korzystać z pomocy psychologa, psychiatry, brać leki... Trauma związana z przestępstwem i jego następstwami (wieloma krążącymi domysłami i krzywdzącymi plotkami i ocenami) jest zbyt trudna do udźwignięcia dla tak młodej osoby... Niestety oprócz przemocy seksualnej, nastolatka zdaniem matki, padała także ofiarą przemocy rówieśniczej. Ta niestety była także pokłosiem działania Jerzego S., który swym postępowaniem skłócał podopieczne.
- Bałam się nawet na moment zostawić ją samą z obawy, że mogłaby sobie coś zrobić, po tym co zobaczyła w materiale TVN – przyznaje pani Ewa. - Wszystko jej wróciło. Już pierwszy artykuł o sprawie mocno ją poruszył, bo w szkole od razu skojarzono podane fakty z nią, mimo że były w sumie trzy wykorzystane uczennice. Część rzeczy z reportażu „Uwagi”, jak wypowiedzi wójta czy powołanie się na informacje z prokuratury była prawdziwa, ale inne niestety nie. Reportaż jest nierzetelny. Nie wszystkie informacje zostały potwierdzone. Nikt nie spytał mnie o zdanie jako matki, ani mojej córki - ofiary. Myślałam, że osoby, które wystąpiły w reportażu posiadały wiarygodne informacje. Niestety te na temat mojego dziecka były jedynie ich fantazjami i domysłami. Zwłaszcza dwie wypowiedzi udzielone przez koleżankę z treningów i przez Marię Rublewską (była przew. Rady Rodziców) są całkowicie niezgodne z prawdą. Ta pani nie zna naszej rodziny. Nigdy nie rozmawiałam z nią o naszych problemach. Jej wypowiedź odnośnie tego, że chodziłam z tym nauczycielem do kościoła, wynika jedynie z faktu, że we wsi jest jedna droga do kościoła. Jeśli ktoś podejdzie po prostu się idzie i tyle! Stąd wynikają np. „rozmowy” z moją mamą. Wypowiedzi z programu „Uwaga” wpłynęły bardzo negatywnie na stan zdrowia mojej córki. Gdy go obejrzałyśmy rano, córka zaczęła płakać. Nie miałam żadnych nadziei w związku z tym reportażem. Był nakręcony nie z mojej inicjatywy. Uważam, że dla dobra mojego dziecka nie był on potrzebny.
Matka uczennicy dodaje dosadnie:
- Gdy dowiedziałam się, że córka padła ofiarą przestępstwa zgłosiłam się do prokuratury i udałam się z dzieckiem do psychiatry i psychologa – kontynuuje matka nastolatki. - Nie widzę, żadnego powodu, dla którego miałabym zgłaszać się z tym problemem do telewizji. Wiąże jedyne nadzieje z tym, że sprawca zostanie ukarany przez sąd, a prokuratura dobrze przeprowadzi śledztwo. Moja córka potrzebuje spokoju i zapomnienia o tej sprawie. Osoby, które udzieliły wywiadów w reportażu o tych zdarzeniach wiedzą od miesiąca, a dla nas sprawa zaczęła się rok temu, gdy zaczęliśmy ją zgłaszać. W ciągu tego roku starałam się córce zapewnić powrót do normalności. Ten reportaż był niepotrzebny, a sprawa nie musiała być w ogóle nagłaśniana.
Zareagowaliśmy na to stwierdzenie, podając, że dzięki nagłośnieniu szereg osób, rodziców, władze samorządowe dowiedziały się o zaniedbaniach i przestępstwach, do których mogło dochodzić nawet od 30 lat, a ofiarami mogło być dużo więcej uczennic. Zaczęły zgłaszać się osoby, które ujawniały złe i skandaliczne zachowania względem nich. Coś działo się nie tak w tej szkole od lat. Jak się okazuje całe lata nie reagowano na niestosowne zachowania, które jak widać bardzo się „rozwinęły...” w bardzo złym kierunku.
To już za mną. To już minęło...
Pani Ewa zapowiada, że nie pozostawi tak sprawy nieprawdziwych informacji i zgłosi na policję fakt zniesławienia jej córki. Przekonuje dobitnie, że wypowiedzi jej koleżanki i pani Rulewskiej „są nieprawdziwe”.
- W klasie córki wykorzystywane seksualnie były trzy dziewczynki – podkreśla. - I tylko my udałyśmy się do prokuratury, zgłaszając sprawę. Dwie inne ofiary powiedziały, że tego nie zrobią. Twierdziły: „to już za mną”, „to już minęło”, „chcemy mieć spokój”. Ja i córka podjęłyśmy walkę, dlatego by ten człowiek nie mógł dalej uczyć w szkole. To ja szukałam dowodów z córką, dat, miejsc w jakich może pani prokurator sprawdzać zapisy z monitoringu. Próbowałam pomóc licząc, że dowodów, poszlak wystarczy by ukarać tego nauczyciela. Dodam, że sprawa miała być już umorzona z powodu braku dowodów. Zostały znalezione zdjęcia pornograficzne na komputerze i na tych zdjęciach nie można było jednoznacznie stwierdzić kto to jest. Było dużo dziewczynek z ukrytymi twarzami. Ja na którychś z tych zdjęć zidentyfikowałam swoje dziecko po znakach szczególnych (także po opasce i bieliźnie), które jako matka dobrze znałam. Prokurator nie byłby w stanie inaczej ustalić jej tożsamości po zdjęciach.
Pewnym zagrożeniem dla śledztwa był fakt, że córka pani Ewy podczas pierwszych przesłuchań zaprzeczyła wszystkiemu, a nie było innych dowodów. Wówczas dla pewności służby przeszukały telefon i komputer podejrzanego. Odkryto zdjęcia, których nie potrafiono zidentyfikować. I tu pomoc pani Ewy okazała się bezcenna dla śledztwa.
- Wcześniej jednak musiałam twardo porozmawiać z dzieckiem. Powiedziałam: „przestań mnie oszukiwać i powiedz jak było naprawdę!” Pytałam ją wcześniej wielokrotnie czy nauczyciel robił coś złego innym dziewczynkom, czy mówił coś niestosownego, czy dotykał je, jak mierzył im stroje... Zawsze słyszałam „nie on mnie nie dotykał”, „on tak mi nie robił”. Wszystko szło w kierunku umorzenia... Przekonywałam, że córka może się ze mną podzielić wszystkim. „Mam prawo wiedzieć jako twoja matka” - powtarzałam. - Mówiła, że nie wiedziała, że W-F-ista robił jej zdjęcia i były one wykonywane bez jej zgody. Zapytałam: „Powiedz mi czy to były tylko zdjęcia, czy robił coś więcej?” Wtedy ona całą prawdę wyrzuciła z siebie, mówiąc wszystko. Od razu pojechałam do pani prokurator z informacją, że to nie tylko zdjęcia, ale całe mnóstwo innych rzeczy. Wszystkie te przestępstwa opisałam. Całą noc ustalałyśmy w jakich miejscach, na jakich zawodach dochodziło do „tego” i kiedy. Ustalenia okazały się przydatne przy badaniu zapisów monitoringu i ustalenia konkretnych wyjazdów drużyny.
Wilk w owczej skórze
Zdaniem pani Ewy nic nie wskazywało, że nauczyciel „nie jest tym kim jest”. Nie tylko ona, ale także i inni rodzice nie byli w stanie zauważyć jakichś niestosownych zachowań. Niepokój jedynie wzbudzał fakt, iż mężczyzna prowadził treningi i całą drużynę - dziewcząt. Problem w tym, że na tej zasadzie winny jest każdy nauczyciel W-F – mężczyzna... Mama nastolatki, kierując się bardziej instynktem niż dowodami udała się na rozmowę z dyrektorką, pytając czy może wystąpić jakieś zagrożenie ze strony trenera drużyny córki. Dyrektorka zapewniła, że „on dba jak tata o dziewczyny”. Usłyszała, że nikt nigdy nie zgłosił żadnej skargi na feralnego nauczyciela. Pewnym uspokojeniem dla niej były także liczne nagrody, w tym prestiżowa nagroda starosty za osiągnięcia trenerskie. Obchodzone zresztą z wielką pompą i szeroko opisywane przez kwidzyńskie media. W ogóle otrzymywał też nagrody dyrektorskie i w sumie był traktowany przez środowisko jako „autorytet”. Co gorsza udzielał się też społecznie, udzielając korepetycji słabszym uczniom i uczennicom, w tym córce pani Ewy. Pozory wskazywały, że był oddany. Słowem „nauczyciel z powołania”.
„On po prostu prał jej mózg”
Dlaczego zatem uczennica okłamywała matkę? Dlaczego kryła sprawcę czynów karalnych, nie chcąc mówić do czego dochodziło?
- Moja córka jest bardzo obowiązkowa. Nigdy wcześniej mnie nie okłamywała. Zawsze mogłam na nią liczyć. Teraz po tym jak przeszła badania psychiatryczne, psychologiczne, stwierdzono u niej kilka syndromów, w tym sztokholmski (- osoba czuje więź ze swoim oprawcą, czuje się od niego uzależniona, szuka usprawiedliwień dla jego działań – dop. red.). Moja córka była długo, delikatnie i sprytnie manipulowana. On po prostu prał jej mózg. Nawet nie czuła tej manipulacji. W-f-ista kierował także groźby wobec członków naszej rodziny. Kierowała się strachem, że coś nam zrobi.
Jak się okazuje W-f-ista – pedofil, okręcił sobie wokół palca nie tylko dzieci, ale także dorosłych.
- Kiedyś podszedł do mnie mówiąc, że dziewczyny z drużyny „są takie niedobre gnębią tak pani córkę... Szczerze panią rozumiem... Mam kontakt z niepełnosprawnym dzieckiem. Z niego też się wyśmiewają...” Była to prawda – mówi matka dziewczynki. - Obiecał też chronić córkę. Chodziło jednak o wejście ze mną na inny stopień relacji, wzbudzenie zaufania i uśpienie mojej czujności. Zagadywał też mojego męża, rodziców koleżanek z klasy córki. Wiem, że jedna z matek pożyczała mu pieniądze, kupowała mu prezenty... Do mnie do domu trafił, bo nie chciałam by udzielał korepetycji córce na osobności. W domu miałam pewną kontrolę co robi i tam rzeczywiście nigdy nie zachował się niestosownie, a ona miała duże problemy z matematyką. Nie zauważyłam, by sztywniała przy nim, bała się go...
Od 2019 r. nastolatka zaczęła mieć problemy z rówieśnicami. Zdaniem matki pastwiły się nad nią psychicznie od tego czasu.
- Jedną z tych napastniczek była dziewczyna, która wypowiada się w reportażu „Uwagi” – podkreśla. - W programie ta dziewczyna podała, że chodziła zgłosić, że córka była molestowana przez nauczyciela. To nieprawda. Zgłosiły to młodsze dzieci. Te dziewczynki powiedziały, że molestowane uczennice są faworyzowane przez trenera, co bardzo im przeszkadzało... Motywem nie była troska lecz dziecięca zazdrość. Teraz okazało się, że te dziewczynki zgłaszały to dyrektorce SP w Nowym Dworze. Faworyzowanie molestowanych uczennic stanowiło element uwodzenia. W-F-ista chodził nawet do innych nauczycielek prosząc o lepsze oceny dla nich. Zdarzyło się, że dowiedział się dla córki jakie będą zadania na jej sprawdzianie z matematyki. Takich „sztuczek” było więcej. Dotyczą także innych dziewcząt. Wiem, że jedna z matek zeznała, że „pan od W-F dotyka nie tak jedną z dziewczyn”, na co dyrektorka miała odpowiedzieć: „dajcie już spokój. Ta dziewczyna zaraz kończy tę szkołę i się temat zakończy”.
Przekazanie problemu
Kolejnym bulwersującym wątkiem tej sprawy jest podejście pani pedagog w SP w Nowym Dworze.
-To jest szokujące, ale pedagog otrzymywała zgłoszenia nieodpowiednich, wręcz nagannych zachowań wobec dziewczyn, pomimo tego nie poinformowała mnie o nich. Moja córka otrzymała od pedagog pomoc w poradzeniu sobie z problemem znęcania się nad nią przez koleżanki z drużyny. Ale w końcu skierowała ją do pana Jurka, „bo trener pomaga wam ogarniać takie sprawy życiowe”. Potem rzeczywiście „pan Jurek” udzielał „pomocy pedagogicznej”. Nie otrzymałam wiadomości o decyzji pedagog. Zresztą wtedy jeszcze ufałam, że rzeczywiście udziela córce pomocy. Tymczasem spowodowało to, że mężczyzna zyskał okazję dowiadując się, że córka jest osłabiona psychicznie i bierze leki. Wtedy właściwie zaczęło się to co najgorsze... Mimo, że początkowo nie był miły, nagle córka zaczęła dostawać lepsze oceny i być lepiej traktowana.
Pani Ewa w końcu sama ostro zareagowała, zwracając się do rodziców dziewcząt z drużyny, że jeżeli nadal ich córki będą znęcać się nad nastolatką, to zgłosi sprawę na policję. Pomogło.
Ujawnienie przestępstw
W poprzednim artykule w Kurierze Kwidzyńskim na temat sprawy, gdzie uzyskaliśmy informacje po skontaktowaniu się z informatorką, podaliśmy, że po opuszczeniu szkoły podstawowej nastolatka trafiła do jednej z kwidzyńskich szkół średnich, gdzie ujawniła pedagogom co przeszła. Skutkiem było zgłoszenie przestępstwa do prokuratury. Pod koniec września, na chwilę przed opublikowaniem artykułu ujawniającego aferę, grupa ok. 50 rodziców gminy wystosowała list otwarty do Dariusza Wierzby, wójta gminy Kwidzyn oraz władz Kuratorium Oświaty w Gdańsku. Skutkiem było zawieszenie w obowiązkach dyrektorki SP w Nowym Dworze Jolanty B. Jak poinformował nas wójt gminy, włodarz po spotkaniu z rodzicami uczniów szkoły oraz ponownej rozmowie z dyrekcją szkoły, zdecydował także o zawiadomieniu stosownej komisji dyscyplinarnej, która oceni czy dyrekcja szkoły popełniła delikt dyscyplinarny.
- Sąd Okręgowy w Gdańsku w dnia 4 października 2024 r. przedłużył okres stosowania wobec Jerzego S. środka zapobiegawczego w postaci tymczasowego aresztowania do 19 stycznia 2025 r. Śledztwo pozostaje jest w toku i w chwili obecnej nie jest możliwe określenie terminu jego zakończenia – poinformował prok. Mariusz Duszyński p.f. Rzecznika Prasowego Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.
Jak relacjonuje pani Ewa jej córka trafiła do nowej szkoły w Kwidzynie do klasy razem z dziewczyną, którą znała.
- Tego dnia córka była smutna, bo zdechł nam zwierzak. Z tego powodu płakała. Tamta dziewczyna, powiedziała o fakcie wykorzystywania mojej córki tym jej przyjaciółkom. Uczennice były tym zszokowane i powiadomiły o tym podejrzeniu pracowników szkoły (pedagog, wychowawca). Wezwano od razu policję. Także mnie wezwano. Nie rozmawiano z córką ani przed wezwaniem służb, ani po nim. Sama jako matka mówiłam o sprawie z paniami pedagog i psycholog. Po zgłoszeniu szkoły byłam w szoku, bo wcześniej córka, dyrekcja w SP w Nowym Dworze zaprzeczały wszystkiemu, dlatego postanowiłam jeszcze raz zapytać córkę o kontakty z W-F-istą. W sądzie rodzinnym jednak zaprzeczyła, by do czegoś dochodziło. Miało być umorzenie sprawy, ale odnaleziono zdjęcia, wezwano mnie do prokuratury i sprawa nabrała tempa.
Pani Ewa opowiedziała nam o krokach które zostały podjęte wobec niej jako matki przez nową szkołę. Jak nam powiedziała wiele działań placówki było dla niej krzywdzących, a nawet niedorzecznych ale poprosiła nas razem z córką, by nie poruszać tego wątku. Obie kosztowało to wiele dodatkowego, niepotrzebnego stresu. Dobrze jednak, że dyrekcja placówki powiadomiła służby... Póki co nastolatka w nowej szkole czuje się dużo lepiej. Przyzwyczaja się do nowej sytuacji, środowiska. Wciąż jednak boryka się z tym czego doznała ze strony nauczyciela, któremu ufała, a który ją skrzywdził i inne uczennice... To wszystko pozostawi w psychice nastolatki trwały ślad już na całe życie.
Wawrzyniec Mocny