O psie błąkającym się w okolicach Kościeleczek zaalarmowała nas Czytelniczka, która pragnie pozostać anonimowa. Według jej relacji, suka żyje w polu i jest zdziczała. Na szczęście, są gospodarze, którzy pragną psa przygarnąć, nie ma jednak siły, która sprawi, że pies zostanie odłowiony. Według obowiązujących przepisów, gmina powinna co roku przygotowywać program opieki nad zwierzętami bezdomnymi i tak rzeczywiście jest. Pisaliśmy o tym, że wszystkie gminy dopełniają tego obowiązku, a radni z dużym rozsądkiem podchodzą do tworzenia tych przepisów. Każdego wałęsającego się psa gmina powinna odłowić – oczywiście nie sama, bo trudno aby urzędnicy uganiali się za zwierzętami, dlatego każdy władze muszą podpisać umowę ze schroniskiem, które odłowi i przyjmie psiaka. W przypadku Kościeleczek, a więc gminy wiejskiej Malbork, taką umowę podpisano z Ogólnopolskim Towarzystwem Ochrony Zwierząt Animals prowadzącym schronisko w Tczewie.
- Sprawę psa z Kościeleczek zgłosiła nam pani telefonicznie, dzwoniliśmy więc do gminy Malbork i prosiliśmy o kontakt, jednak przez dłuższy czas nie było odzewu – mówi Joanna Sobaszkiewicz, kierownik schroniska w Tczewie. - Niestety nie możemy na własną rękę odławiać psów, musi zlecić nam to gmina. Wyjątkiem są tu, oczywiście, przypadki nagłe lub bardzo zła sytuacja zwierzęcia.
Każde zgłoszenie, które dotrze do gminy, musi zostać zweryfikowane przez jej pracowników, następnie powiadamiane jest schronisko. Jednak w tym przypadku trwa to bardzo długo – co najmniej trzy tygodnie. Oczywiście, odłowienie kosztuje, gmina musi zapewnić 2 tys. zł na odłowienie, zaszczepienie, czipowanie i sterylizację. Każdy odłowiony pies musi również przejść kwarantannę, zwierzę może być chore i nie można oddawać go do adopcji. Przyszły właściciele ma otrzymać psa zdrowego i nieagresywnego.
Zapytaliśmy urzędników o tę sytuację.
- Do Urzędu Gminy zgłaszano fakt, iż w okolicy miejscowości Kościeleczki błąka się pies. Kilkukrotnie podejmowano próby jego schwytania, niestety, bez rezultatu. Schwytać psa próbowali również mieszkańcy, którzy chcieli się nim zaopiekować, również bez efektu. Pies jest bardzo płochliwy i nieufny – poinformował nas Marcin Kwiatkowski, zastępca wójta gminy Malbork. - Pani sołtys poinformowała, że jeden z mieszkańców przygotował dla zwierzęcia budę i podejmie w dniu dzisiejszym (czyli 17 września - dop. red.) kolejną próbę jego schwytania. Jeżeli zakończy się ona niepowodzeniem, tutejszy urząd zleci odłowienie zwierzęcia OTOZ Animals schronisko w Tczewie.
Próba się nie powiodła i schronisko otrzymało zgłoszenie z gminy. Okazało się, że gmina postanowiła wybrnąć z sytuacji w dość niecodzienny sposób – otóż pracownicy schroniska mieli pomóc w złapaniu czworonoga, ale nie zabierać go ze sobą. Psa o nieznanym stanie zdrowia miał trafić od razu do ludzi chcących go przygarnąć.
- Nie ma mowy o takiej sytuacji – wyjaśnia kierownik schroniska. - Pies może być chory, ma kontakt z lisami, które mogą być chore na wściekliznę, poza tym zwierzę jest nieufne, powinien zająć się nim behawiorysta i dopiero, gdy będziemy pewni, że pies jest zdrowy i nie ucieknie nowym właścicielom, można przeznaczyć go do adopcji.
Problem jest z samym odłowieniem, bowiem wszystko wskazuje na to, że pies nie zareaguje na środki nasenne podawane w karmie. Rozwiązaniem w tej sytuacji jest pomoc Straży Miejskiej z Malborka, która posiada broń do obezwładniania zwierząt środkiem usypiającym na odległość. Okazuje się jednak, że choć gmina zapisała w tegorocznym budżecie 6 tys. zł na opiekę nad bezpańskimi zwierzętami, do wydania tych pieniędzy się nie kwapi. Sytuacja jest tragikomiczna – pieniądze zapisane są, umowa jest, prawo ustanowione przez radnych również obowiązuje ale... psa odłowić się nie udaje.
- Pierwszy raz spotykam się z tak uporczywym unikaniem tematu – podsumowuje kierownictwo schroniska. - Skoro gmina ma zapisane pieniądze na ten cel, to nie rozumiem, jak może ich nie mieć, skoro w tym roku nie trafił do nas jeszcze żaden pies z tego terenu.