Organizacja dużej, plenerowej imprezy metalowej to trudna sztuka. Metal jest gatunkiem muzyki mocnej i głośnej - takie granie bywa trudne w odbiorze, nie cieszy się też wielką popularnością. Na szczęście pomimo tego udało się je pokazać w Nowym Stawie i to w nie byle jakim wydaniu – w roli gwiazdy festiwalu Metal Time zagrała kultowa grupa KAT & Roman Kostrzewski.
Metalowa maszyna widziana od środka
Festiwal odbył się 22 sierpnia i był luźno powiązany ze zlotem motocyklowym, do którego doszło dzień wcześniej. Metalowe granie rozpoczęło się około godziny 16 na terenie Nowostawskiego OSiRu – dzięki przychylności dyrektora obiektu, Marka Gałczyńskiego, udało się wydzielić odpowiednio duży obszar dla sceny, pola namiotowego, obiektów gastronomicznych, a przede wszystkim publiki, której z każdą minutą gromadziło się coraz więcej. Za wstęp na koncerty nie trzeba było płacić, z czego skorzystali nie tylko entuzjaści tego rodzaju muzyki, ale też znaczna liczba osób chcących dopiero odkryć „o co w tym metalu chodzi”. Jednych i drugich bawić miało dwanaście zespołów – głównie młodych i nawet w metalowym światku średnio popularnych, lecz twórczość wielu z nich pozwoliła przypuszczać, że ten stan rzeczy prędko ulegnie zmianie.
Nim jednak metalowa maszyna na dobre uruchomiła swe tryby, udało nam się porozmawiać z głównym organizatorem inicjatywy – dyrektorem Nowostawskiego Ośrodka Kultury, Łukaszem Niedźwiedzkim. Od niego usłyszeliśmy kilka zdań na temat organizacji koncertu oraz stojących na drodze przeciwności.
- Muzyka ta nie jest muzyką komercyjną, którą często słyszy się w radiu. Nowy Staw to małe miasteczko, imprezy muzyczne są tu kojarzone z disco polo i piknikami rodzinnymi. Chcieliśmy trochę zmienić krajobraz tutejszej kultury – tej, która już jest, oraz tej, która mogłaby zaistnieć w Nowym Stawie. Na drodze stanął szereg problemów. Jednym z nich były zbiegające się terminy imprez – Dni Powiatu oraz Open Delta w Nowym Dworze Gd. Mieliśmy też problem z zabezpieczeniem imprezy, ale dzięki usilnym staraniom pana burmistrza, a także Komendanta Powiatowego Policji Ryszarda Borkowskiego oraz Naczelnika Wydziału Prewencji Tomasza Pawlaka udało nam się dopiąć swego.
Za organizacją przedsięwzięcia stanął również malborczyk - muzyk zespołu Forecast (do którego jeszcze powrócimy) Robert Jagiełłowicz, fanom ciężkiego grania znany jako „Legion”. Swój wydatny udział wniósł również patron Metal Time – burmistrz Jerzy Szałach, który choć nie gra w metalowej kapeli, zdołał się otworzyć na tego rodzaju kulturę.
Złe dobrego początki
Jako pierwsi na scenie stanęli członkowie grupy Vexatus, prezentującej nurt zwany „death metalem” - który należy do najcięższych odmian metalu, charakteryzując się na ogół głębokim, chrapliwym śpiewem oraz szybką pracą nisko zestrojonych gitar. Niestety Vexatus nie zaprezentował death metalu w najlepszym wydaniu – ich styl nie wyróżniał się oryginalnością, zaś utwory były niezbyt urozmaicone i najwyżej przeciętne technicznie. Absencja publiki pod sceną potwierdziła ten osąd.
Na szczęście kolejne występy były już znacznie lepsze, gromadząc w pobliżu sceny coraz liczniejsze tłumy. Druga z grup, Chaos Under Control (ChaosUC) zaproponowała ciekawy stylistyczny mix z różnorodnych okolic szeroko rozumianego metalu. Szybkość i ciężar były – owszem – obecne, lecz doprawione swoistym liryzmem, delikatnością zbliżającą ich grę do gotyckiego rocka.
W oczekiwaniu na gwiazdę
Po ChaosUC publice zaprezentowała się grupa młodych ludzi z zespołu Hidden Scars. W opozycji do wieku muzyków stała twórczość jak najbardziej dojrzała, w przemyślany sposób podejmująca stylistykę z okolic thrash metalu i metalcore'u. Była to muzyka zadziorna i nowoczesna, zwracająca uwagę zwłaszcza świetnymi, melodyjnymi gitarami.
Trio Ajdath to powrót do death metalu, tym razem znacznie lepiej podanego. Ich granie było oczywiście bardzo ciężkie, ale jednocześnie przejrzyste i dopracowane technicznie. Uwagę przyciągała zwłaszcza gitara w wydaniu pochodzącego z Jordanii Omara Al Kilani. Niestety ten sam jegomość gorzej poradził sobie z rolą wokalisty.
Po występie Ajdath na scenie stanął jeden z organizatorów – wspominany już Legion. Tym razem nie przekazywał komunikatów na temat imprezy, lecz mroczne dźwięki pochodzące wprost z gitary i krtani – był to bowiem koncert jego zespołu Forecast, niemal kultowego wśród malborskich „metalowców”. To znów death metal i znów bardzo dobrze zagrany. Pod tym względem Malbork nie ma się czego wstydzić przed resztą Polski, ani nawet przed Jordanią.
Pod sceną zaczęło się robić coraz gęściej, co prawdopodobnie spowodowane było naprawdę dobrymi koncertami, ale też narastającą niecierpliwością przed występem gwiazdy wieczoru... Wcześniej jednak zaprezentowały się jeszcze dwie bardzo dobre death metalowe kapele – Deathcaller i Pleroms Gate, obie w bardzo sprawny sposób łączące wyznaczniki gatunku z własnymi pomysłami.
Przyjemne KATowanie
Prawdziwe morze ludzi wokół sceny mogło zwiastować tylko jedno – już za chwilę Nowostawską publikę zaszczycić miała grupa KAT & Roman Kostrzewski. Choć formalnie istnieje od 2004 roku, w rzeczywistości jest jedynym działającym obecnie spadkobiercą spuścizny KATa – prawdziwej legendy polskiego metalu, zespołu który wraz z Turbo i TSA praktycznie stworzył ten gatunek na ziemiach Piasta. W Nowym Stawie zagrało aż trzech muzyków z oryginalnego składu, w tym wokalista Roman Kostrzewski oraz specjalny gość tego koncertu, basista Krzysztof Oset (prywatnie wykładowca na wyższej uczelni). Trudno uwierzyć, iż legendę tego formatu udało się zaprosić w nasze okolice. Jednocześnie trudno sobie wyobrazić lepszy wybór gwiazdy na „dziewiczy rejs” festiwalu metalowego.
KAT grał prawie dwie godziny, prezentując utwory ze wszystkich płyt nagranych przy udziale Romka Kostrzewskiego. Koncert zawierał wszystko to, co ludzie kochają w muzyce KATa: przemyślane, wpadające w ucho gitarowe riffy; charakterystyczne, nieraz kontrowersyjne teksty w języku polskim; utwory szybkie przeplatające się ze wzruszającymi balladami. Nad wszystkim górował głos Kostrzewskiego – potężny, o charakterystycznej barwie, niepodobny do niczego, co kiedykolwiek pojawiło się w muzyce metalowej.
Zespół pokazał się w wyśmienitej formie, grając kultowe utwory w nieco odświeżonych, ale zachowujących dawnego ducha aranżacjach. Jeśli zatem ktoś przybył na Metal Time, aby dopiero poznać muzykę metalową, miał szczęście trafić na najlepszego nauczyciela. Sam burmistrz podziękował Romanowi i jego grupie za koncert, więc kto wie, czy nie zechce też zaopatrzyć się w jedną z płyt legendy...
Ale to jeszcze nie koniec...
Choć KAT był gwiazdą festiwalu, nie zagrał jako ostatni. Takie posunięcie organizatorów miało zapewne konkretne podstawy, lecz niestety w ostatecznym rozrachunku przyniosło negatywne skutki – zespoły grające później gromadziły coraz szczuplejszą publikę, złożoną z najbardziej wytrwałych jednostek. A szkoda, bo w dalszym ciągu było czego posłuchać. Bezpośrednio po zespole Kostrzewskiego pojawił się Aggressor – zespół, który zaczął granie już w latach '80, robiąc sobie w międzyczasie długą przerwę, lecz wciąż mający wielu fanów wśród miłośników death metalu. Również nie-fani mogli docenić pomysłowość i techniczną sprawność muzyków.
Późną nocą (czy może już wczesnym rankiem) na scenie pojawiły się jeszcze dwa niezłe zespoły death metalowe – Hyperial i Ferosity, z czego pierwszy zwracał uwagę przedstawicielką płci pięknej obsługującej instrumenty klawiszowe. Imprezę zamknął black metalowy Neithal. Black metal to podgatunek bardzo bliski death metalowi. Muzyka Neithal może nie pokazała laikom wyraźnej różnicy między jednym a drugim, jednak nawet oni powinni zwrócić uwagę na panującą w utworach grupy różnorodność i niemały talent muzyków.
Metal Time 2010?
Dzięki uporowi i zaangażowaniu organizatorów, dzięki pomocy sponsorów oraz innych życzliwych osób i instytucji, a nade wszystko dzięki naprawdę dobrym koncertom, festiwal Metal Time 2009 stał się dowodem na to, iż nawet w niewielkim miasteczku można pokazać coś nowego, interesującego i przekonać do tego ludzi. A ostra muzyka może być podstawą dobrej zabawy w przyjaznej atmosferze.
Jak jednak przystało na debiutancką edycję, nie obyło się bez niedociągnięć. Uważni czytelnicy spostrzegli już zapewne, iż większość prezentowanych grup obracała się w stylistyce death metalu. Metal mieści jednak wiele muzycznych podgatunków, nieraz bardzo się między sobą różniących. Szkoda zwłaszcza, iż nie pojawił się żaden zespół grający tradycyjny, melodyjny heavy metal, który to nurt wyznacza początek metalu w ogóle. Zestawiając ten brak różnorodności z dużą liczbą występów i nietypowym wyborem momentu pojawienia się gwiazdy, nie dziwi, iż większość przybyłych zrezygnowała z obejrzenia ostatnich koncertów. Trudno też nie wspomnieć o dosyć kiepskiej jakości dźwięku – nieraz nieprzyjemnie charczącego.
Jednocześnie pod wieloma względami Metal Time wyprzedziło gros większych festiwali – stała obecność ochrony, policji, straży pożarnej oraz możliwość skorzystania z zaplecza medycznego nie należą niestety do żelaznych punktów tego rodzaju imprez, lecz w Nowym Stawie nie zabrakło żadnego z powyższych.
* * *
O kolejnej edycji Metal Time na razie niczego konkretnego powiedzieć nie można – może tyle tylko, iż jej zorganizowanie nie jest wykluczone. Miejmy nadzieję, iż Metal Time 2010 za rok stanie się faktem, dając organizatorom szansę naprawienia wspominanych błędów.
Reklama
Udany Festiwal Metal Time w małym masteczku
NOWY STAW. Burmistrz Jerzy Szałach, który choć nie gra w metalowej kapeli, zdołał się otworzyć na tego rodzaju muzykę. Ponoć czas na zmianę tutejszego krajobrazu kultury.
- 27.08.2009 00:00 (aktualizacja 17.08.2023 13:56)