Polega to na dzieleniu się swoimi książkami z innymi. Każdy, kto posiada przeczytane już tomy i chce przekazać, może zostawiać je w specjalnie stworzonych do tego miejscach publicznie dostępnych. Mogą to być np. ulice, szkoły, urzędy, kina, dworce. Zarówno przypadkowi czytelnicy jak i poszukiwacze „perełek” wydawniczych nieodpłatnie wybierają książki, a następnie mogą cieszyć się nimi w domu. I potem przekazać dalej.
Miłośnicy książek szybko podchwycili pomysł. Jedną z takich osób jest Maria Kozłowska, mieszkanka Malborka.
- O idei wędrujących książek usłyszałam gdzieś przypadkowo, może w radiu. W bibliotece, z której korzystam stoi kosz, do którego ludzie przynoszą swoje tytuły, a inni zabierają je do czytania. Połączyłam te dwa fakty – wspomina.
I tak 6 lat temu zrodziła się myśl, zorganizowania bookcrossingu. Pierwszy punkt powstał w Wyższej Szkole Gospodarki. Kolejne w Centrum Informacji Turystycznej (został przeniesiony do Urzędu Miasta), Szkole Muzycznej i przy kasach zamkowych. Książki, które pomysłodawczyni dostawała od znajomych i z bibliotek najczęściej przewoziła na rowerze. Do dziś przewiozła ich kilka tysięcy.
- Wpadłam na pomysł, aby wynieść je na ulice, gdzie każdy przechodzień będzie je widział i może zainteresuje się nimi; nie musząc wchodzić specjalnie do punktów w budynkach. Tu powstał dylemat jak je chronić przed złymi warunkami atmosferycznymi. I znalazłam rozwiązanie. Takie zadanie idealnie spełniłyby budki telefoniczne, na miejsce ich ustawienia wybrałam Placu Jagiellończyka – wyjaśnia.
Wtedy zaczęły się problemy. Okazało się, że budki zostały wywiezione z miasta; trzeba było je kupić od właściciela. Do tego projekt architektoniczny Malborka nie pozwalał na postawienie ich w tym miejscu. Gdy wreszcie Pani Maria otrzymała zgody, budek już nie sprzedawano.
Pani Kozłowska rozszerza swoją działalność. Obecnie gromadzi książki, które zostaną przekazane do placówki wsparcia dziennego dla dzieci i poradni dla rodziców. Nawiązała też kontakt ze Spółdzielnią Socjalną Fabryka Inicjatyw.
Dzięki swojej pracy popularyzuje też nasze miasto. Nawiązała kontakt z WSG w Bydgoszczy utrzymującą kontakty z miastami na Ukrainie i Gruzji, tam wysyła polską literaturę. Książki oznakowała informacją, że są darami z Malborka. Jej znajomi wyjeżdżając za granicę wywożą tak znakowane tytuły. Wszystko z myślą o polonii.
- Chciałaby poprosić państwa o przynoszenie przeczytanych książek do specjalnych punktów, ewentualnie do bibliotek – apeluje. - Patrząc na zainteresowanie widzę, że chętnie dzielicie się przeczytanymi utworami literackimi. Dajmy też szansę czytania tym, których nie stać na ich zakup.
Ta idea w niektórych budzi zastanowienie.
- Jest świetna. Często odwiedzam miejsca bookcrossingowe i znajduję ciekawe pozycje. Ale czy to nie wpływa na zarobki pisarzy, na zmniejszony dodruk ich dzieł? – zastanawia się pani Krystyna, mieszkanka Malborka.
- To nie ma żadnego wpływu na nasze zarobki. A poza tym książki bardzo szybko niszczą się, po przeczytaniu przez 2 – 3 osoby rozlatują się - wyjaśnia Małgorzata Karolina Piekarska, prezes Oddziału Warszawskiego Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. - Popieram tę ideę. Uważam, że w Polsce należy wprowadzać kult czytania. Proszę zauważyć, że w pismach designerskch możemy oglądać projekty pięknie urządzonych mieszkań, ale nie ma tam książek.
Idea bookcrossingu ma już swoje święto. W ubiegłym roku, z okazji jej 15-lecia, Pani Kozłowska zorganizowała happening na Placu Jagiellończyka. Wyłożyła książki na ławkach i zainteresowanie było ogromne. W planie ma już kolejny, z okazji Dnia Dziecka Biblioteka Pedagogiczna przygotowuje imprezę na zamku, którą uatrakcyjni bookcrossing dla dzieci i młodzieży.
Moje marzenie nie zostało jeszcze zrealizowane. Nie ma jeszcze miejsca na książki na Placu Jagiellończyka – kończy rozmowę Maria Kozłowska.
Książki nie lubią być więzione w domu na półkach, powinny podróżować; wolą krążyć z rąk do rąk i być czytane. Literaturę należy rozpowszechniać