Była to pierwsza popołudniowa impreza z całego pucharowego cyklu. Starty odbyły się bowiem o godzinie 16, dzięki czemu nie było już tak upalnie i marsz stał się jeszcze przyjemniejszy. Uczestnicy wspominają, że wyznaczona trasa była dużo trudniejsza niż zapowiadano, a najwięcej problemów sprawiały strome podejścia i piaszczyste podłoże, po którym maszerowano. Na trasę składały się pętle długości około 2,5 km i zawodnicy pokonywali jej wielokrotność, w zależności od tego, czy mieli do pokonania dystans 11 czy 5,5 km.
- Biorę udział w zawodach dla zabawy, dla emocji – opowiada Monika Kosianowska z Grupy Nordic Walking „Pochodzę z Malborka”, która wystartowała na trasie o długości 11 km. - Dla poczucia wspólnoty z innymi zawodnikami. Dla dodatkowych wzruszeń. Kiedy maszeruję i walczę ze sobą o każdą niemal sekundę i kiedy widzę tę bramę z tak bardzo upragnionym napisem „meta”, to czuję wielką radość, może nawet szczęście i dumę z siebie. Gdy już przekraczam metę, jak zwykle cieszę się, że "dobiegłam". Hurra, udało się! Uda się lepiej pomaszerować – rewelacja. Nie uda się – nie szkodzi i tak jest sukces, bo chciało mi się trenować, bo nie przykleiłam się do kanapy i wychodziłam maszerować w pogodę, która innych zniechęcała choćby do patrzenia przez okno. Owszem, czasem czuję też niedosyt lub wręcz rozczarowanie, bo nie poszło mi tak, jak tego oczekiwałam. Ale nawet kiedy pomaszeruję gorzej niż zakładałam, to gdy tylko te pierwsze negatywne emocje opadną, chcę wrócić po więcej. Więcej adrenaliny, endorfin, euforii, emocji... To jest coś, czego po prostu nie da się wyrazić słowami. Po prostu trzeba tego doświadczyć, posmakować na własnej skórze, przeżyć, "przebiec"... Do czego gorąco namawiam!
Pani Monika jest gorącą zwolenniczką maszerowania z kijkami i zachęca do spróbowania swoich sił w nordic walking. Ten rodzaj aktywności fizycznej zdobywa coraz większą popularność, w całej Polsce powstają specjalnie wyznaczone trasy nordic walking, odbywają się zawody i działają grupy kijkarzy, podobnie jak grupy sportowców innych dyscyplin. Marsz z kijkami nie wymaga zbyt wielu nakładów finansowych - wystarczą kijki, maszerować może każdy, bez względu na wiek i poziom kondycji. Nordic Walking to także doskonały sposób na odchudzanie, ponieważ w czasie marszu angażujemy niemal wszystkie mięśnie i wzmacniamy je, a do tego spalamy duże ilości kalorii. No i udzielamy się towarzysko...
- Nordic Walking uprawiany w grupie dodaje motywacji i umożliwia nawiązanie kontaktów towarzyskich podczas naprawdę dobrej zabawy – zachęca pani Monika. - To wszystko można osiągnąć w dowolnym klimacie, w dowolnym terenie, na każdej nawierzchni, i co ważne, przez cały rok. Ponadto czas spędzony w lesie, w przestrzeni , z przyrodą i z przyjaciółmi , którzy lubią chodzić, oglądać, zachwycać się naturą i swobodą, jest fantastycznym relaksem. Nie ma dla mnie lepszego sposobu na wieczorny aktywny wypoczynek, ponieważ kocham spacery na świeżym powietrzu, wolną przestrzeń i podziwianie zmian w otaczającym krajobrazie. Jest to także czas, podczas którego prowadzi się tzw. nordic-plotki, czyli rozmowy na różne tematy. Dotyczą one między innymi zdrowego trybu życia, wymiany sprawdzonych przepisów kulinarnych. Zawsze jest bardzo wesoło. Śmieje się nie tylko ciało, ale i dusza.
W Żukowie Monika Kosianowska dotarła na metę jako trzecia w swojej kategorii na dystansie 11 km. Niestety została w czasie marszu kontuzjowana i z chorą łydką trafiła do szpitala. Nie był to wypadek w czasie zawodów, a celowe działanie innej zawodniczki.
- Niestety, nie wszyscy zawodnicy potrafią zachować się fair play. Czasami, na szczęście bardzo rzadko się to zdarza, można spotkać na trasie agresywne, wulgarne osoby, które nie potrafią przegrywać i zachowywać się kulturalnie. Za wszelką cenę w sposób nieuczciwy dążą do celu. Podbiegają, zagradzają drogę, popychają – zdradza okoliczności wypadku pani Monika. - Na taką rywalkę natrafiłam w Żukowie. Stąd moja kontuzja prawej łydki. Nadmienię, że rywalka, z którą szłam w czołówce, zostawiła mnie po upadku ze skarpy w lesie, nie udzieliła mi pomocy. Wstałam, podpierając się kijkami i poszłam jak Justyna Kowalczyk z bólem nogi dalej. Zajęłam trzecie miejsce. Niestety, kontuzja jest poważna. Jestem po zabiegu. Noga jest w tracie leczenia. Nie mogę na razie trenować i brać udziału w zawodach. Czekam na szybkie wyzdrowienie. Tęsknię za treningami, zawodami i grupą. Jestem osobą aktywną i leżeniem w domu się męczę. Bardzo chciałabym pomaszerować w rodzinnym mieście – Malborku – podczas zawodów, które mają odbyć się 30 sierpnia okazji Święta Lotnictwa Polskiego, ale nie wiem, czy do tego czasu noga będzie na tyle sprawna, żebym mogła wystartować.
Następny zawody z cyklu Pucharu Bałtyku odbędą się 19 lipca w Białogórze.