Mieliśmy w ciągu ostatnich kilku tygodni wiele sygnałów dotyczących wycinki drzew, albo ich przycinania. Mieszkańcy nazywają to okaleczaniem, urzędnicy - pielęgnacją. Jak zwał, tak zwał, bo efekt i tak wywołuje ciarki na plecach.
Wystarczy przespacerować się przez centrum miasta. Pierwsze kikuty zauważymy przy al. Rodła, na trawniku przy dawnej centrali rybnej, bo tak nadal nazywany jest ten obiekt. Na łysych pniach wypatrzyliśmy pojedyncze maleńkie gałązki. Drzewa walczą, choć przykro na to patrzeć.
Łyso jest za to nadal na trzech drzewach rosnących wzdłuż Kanału Juranda. Czemu akurat one zostały tak podcięte, tego nie wie nikt. Nie ma w pobliżu jezdni, więc nie zagrażają bezpieczeństwu. Nie ma w pobliżu linii wysokiego napięcia, więc nie będą się plątać między drutami, nie ma też okien, więc odpada uzasadnienie postulatami mieszkańców, że coś im zasłaniały. Z podobnym efektem spotkamy się jeszcze przy ul. Poczty Gdańskiej. Tam również na razie tylko pnie...
To przykre, bo nie żyjemy w mieście pełnym zieleni. Tym bardziej powinniśmy dbać o zadrzewienia. Bo nie są one wyłącznie ozdobą. Według fachowców od oczyszczającej roli zieleni, średnio typowe drzewo absorbuje tonę dwutlenku węgla na każdy metr sześcienny przyrostu i produkuje przy tym 727 kg życiodajnego tlenu. Na podstawie wielu badań w zakresie intensywności procesu fotosyntezy wynika, że z jednego metra kwadratowego powierzchni liściowej drzew i krzewów dostaje się do powietrza atmosferycznego w ciągu okresu wegetacyjnego od pół do ponad kilograma czystego tlenu.
Tymczasem miejsca, w których tak drastycznie postąpiono z gałęziami, sąsiadują z naprawdę ruchliwą drogą krajową i dość obleganym skrzyżowaniem, gdzie pełno trucicieli na czterech kołach.
Nie jestem ekscentryczną ekolożką, ale zależy mi na stanie środowiska naturalnego, na jego ochronie, na rozumnym działaniu, które nie burzy równowagi między nami, ludźmi a przyrodą. Z jednej strony władze samorządowe biorą udział w programie Czyste Powietrze Pomorza, którego główny sens polega na eliminowaniu tradycyjnych pieców, z których wydobywają się trucizny, z drugiej - nie potrafi zadbać o naturę, która przychodzi z pomocą naszym płucom. To ewidentny brak konsekwencji.
Dodatkowo jeszcze warto zerknąć na obowiązujące przepisy. Prawo opisuje bowiem zabiegi dozwolone w obrębie koron drzew. Informacje na ten temat znaleźć można m.in. na stronach internetowych Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, która stoi na straży natury.