Referendum trwało w niedzielę od godz. 7 do 21. Mieszkańcy głosując w czterech lokalach wyborczych odpowiadali na dwa pytania: Czy jest Pan/Pani za odwołaniem Rady Miejskiej w Nowym Stawie przed upływem kadencji? Czy jest Pan/Pani za odwołaniem Jerzego Szałacha Burmistrza Miasta Nowy Staw przed upływem kadencji? Aby głosowanie było ważne, do urn powinny było pójść 1862 osoby, tymczasem było ich zaledwie 855 a więc nawet mniej niż podpisów pod wnioskiem o referendum. Osoby, które skupiły się wokół komitetu referendalnego uważają, że i tak odniosły sukces, ponieważ te osoby, które wzięły udział w głosowaniu w większości chciały odwołania samorządowców. Mieszkańcy pytani o opinie nie chcą się wypowiadać z podaniem nazwisk.
- Dziś w Nowym Stawie istne szaleństwo było, policja jeździła po okolicy jak na meczu Arki - mówił nam anonimowo w niedzielę nowostawianin. - W całej gminie gadają o zrywaniu plakatów i zastraszaniu ludzi. Podobno ktoś robił zdjęcia wchodzącym i nagrywał ludzi. Co się dziwić, że boją się iść do urn.
Zgłoszenie o mężczyźnie filmującym ludzi wchodzących do lokalu wyborczego trafiło do policji, funkcjonariusze interweniowali, jednak mężczyzna nie łamał prawa nagrywając, został jedynie pouczony o prawie ochrony wizerunku. Stwierdził on jednak, że nie będzie nigdzie emitował i upubliczniał nagrań. Policjantów dało się zauważyć bez trudu – wystarczyło być przez kilkadziesiąt minut w Nowym Stawie, by zaobserwować krążący po mieście radiowóz, a nawet dwa. Poprosiliśmy oficera prasowego Komendy Powiatowej Policji w Malborku o podanie powodu wzmożonych patroli.
- Ze względu na odbywające się w niedzielę dożynki powiatowe w Lichnowach i referendum w Nowym Stawie na terenie miasta i powiatu można było zaobserwować znacznie więcej policjantów – wyjaśnia sierż. szt. Katarzyna Marczyk, oficer prasowy malborskiej policji. - Działania miały na celu zapewnienie ładu i porządku publicznego oraz zapewnienie bezpieczeństwa w ruchu drogowym.
Mimo zakończonego głosowania w Nowym Stawie wciąż jest głośno, a komitet referendalny otwarcie mówi, że niska frekwencja to wynik zastraszania.
- W piątek wieszaliśmy plakaty a pan burmistrz je zrywał – mówi Agata Balińska – Gdula z komitetu referendalnego. - Dostawaliśmy i wciąż dostajemy informacje o tym, że ludzie widząc kamerzystę przed urzędem ze strachu wracali do domów, bo bali się utraty pracy. W tygodniu poprzedzającym głosowanie poinformowano nas, że ludzie są zastraszani. Nie mamy, niestety, dowodów na to, posiadamy za to nagrania z akcji zrywania plakatów i mężczyzny nagrywającego ludzi.
Członkowie komitetu referendalnego interweniowali także u komisarza wyborczego, ten jednak nie zajmuje się takimi sprawami. Doniesienie wraz z dowodami można złożyć w Sądzie Okręgowym w Gdańsku, jednak nie zapadła jeszcze ostateczna decyzja, czy tak się stanie.
Zadowolony z wyniku referendum jest Jerzy Szałach , który już wcześniej mówił, że liczy na rozsądek mieszkańców.