Klaus Luttgen jest już w drodze ponad dwa miesiące, a przed nim jeszcze wiele kilometrów do celu, jakim jest Ujście koło Piły, gdzie urodziła się jego matka Grete Hedwig Maass. W czasie II wojny światowej uciekła przed zbliżającym się frontem, dziś jej syn postanowił odbyć tę samą drogę choć w odwrotnym kierunku.
- Chciałem poczuć się, jak tamci ludzie, którzy pokonywali tę samą drogę, chciałbym to przeżyć i oddać hołd tym ludziom, którzy nie doszli do celu – mówi 54–letni Klaus Luttgen. - Przyszedłem z przyjaznym nastawieniem, bo przyjaźń między nami jest ważna, ale nie możemy zapominać o tragicznych wydarzeniach. Patrzmy w przyszłość, ale też pamiętajmy o tym co było.
Luttgen dotarł do Malborka w ubiegłym tygodniu, jak sam mówi o tej wizycie - zawsze marzył, bo pasjonował się zamkami, a twierdza malborska interesowała go szczególnie. Zwiedził zamek, w czasie tego krótkiego postoju był także w Gdańsku oprowadzany przez Helmuta Kropidłowskiego z Malborka. Środowisko niemieckie w naszym mieście przyjęło jego wizytę z dużą radością.
- Zostałem bardzo dobrze przyjęty – opowiada Luttgen. - W zasadzie nie miałem ani chwili bez atrakcji, czuję się tu jak wśród bliskich. Niestety, nie ma czasu na wszystko, co gospodarze chcieliby mi pokazać.
W czasie pobytu w Malborku Klaus Luttgen odwiedził także miejsce przy ulicy Sierakowskich, gdzie znajdowały się masowe groby ludności cywilnej.
- Stojąc w tym miejscu poczułem, jak niewiele czasu było potrzeba, aby zniszczyć ludzkie życie i cały dorobek, a ile czasu potrzeba aby to odbudować – mówił tuż po złożeniu wiązanki na trawie porastającej teren po mogile. - To pokazuje, jak ważny jest kontakt między naszymi narodami, życie w przyjaźni i zgodzie.
Z Malborka wędrowiec wyruszył do Elbląga, przez Ostródę i dalej do Ujścia koło Piły. W drodze powrotnej chciał Notecią przepłynąć kajakiem 100 km. Droga, w którą wyruszył na początku kwietnia nie była łatwa, warunki atmosferyczne nie rozpieszczały Klausa Luttgena, bywało, że temperatura spadała do 8 stopni poniżej zera a w górach leżał śnieg. To, co w Polsce najbardziej przeszkadza Luttgenowi, to sposób jeżdżenia kierowców.
- Wzdłuż dróg nie było chodników dla pieszych i nie czułem się bezpiecznie, bo kierowcy w Polsce jeżdżą bardzo agresywnie – komentuje Luttegn. - Zdarzało się, że musiałem odskakiwać na bok, bo bałem się, że zostanę potrącony.
Klaus Luttgen swoją wyprawę zaplanował na 3,5 – 4 miesiące, nie jest to jego pierwsza piesza wyprawa, bo wcześniej maszerował już przez Alaskę.